sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 38

*Oczętami K.T *
- W co się znowu wpakowałyście? - spytała
- Cassie, my... - przerwałam bo nie za bardzo wiedziałam jak to ująć słowami.

- Co wy?!
- Jesteśmy w więzieniu.
- SŁUCHAM?! JAK TO?! - krzyczała do słuchawki. Włączyłam głośno mówiący, po czym zaczęliśmy wspólnie opowiadać.
*kilka godzin wcześniej*
 Zaraz po wyjściu Cassie i Victorii, takie trzy dziewczynki nazwane  imionami Kate, Poppy i Elene znalazły barek ( Nie wiem jak, nie wiem kiedy i gdzie). Była tam najprawdziwsza polska wódka. 
Na ten komunikat kobietom o mózgach płodów zaświeciły się w oczkach  iskiereczki. Każda pobiegła i wypiła troszeczkę. (Jeżeli litr na głowę to mało). Nie były jeszcze jakoś specjalnie wstawione, więc zaczęły tańczyć makarenę. Nawet nie zauważyły jak do pokoju wkroczyły legiony angielskie zwane 3/5 One Direction. 
- Co Was moje Miśki tu sprowadza? - spytała tak słodziutko, przeurocza K.T... Nie no dobra! Nienawidzę pisać w trzeciej osobie! fhasdufhsk...  - Moja marcheweczka zgubiła drogę na pole rodzinne? - spytałam i podeszłam do Louis'a jednocześnie całując słodko w policzek.
- Coście zrobiły? - zapytał zrezygnowany Niall patrząc na rozwalony pokój.
- My? Nic... Przecież my zawsze jesteśmy grzeczne! - odpowiedziałyśmy wszystkie na raz. Mężczyźni pokręcili zrezygnowani głowami, chwycili nas na ręce i zanieśli do łóżek. , gdzie zasnęłyśmy. 
Obudziłyśmy się po mniej więcej godzinie. 
Z salonu było słuchać jakieś niewyraźne dźwięki. Zaopatrzyłyśmy się w nunczako miotły i inne jakieś ostre narzędzia, po czym ruszyłyśmy na paluszkach do drzwi. Powoli je otworzyłyśmy na kanapie leżały te Zdziśki - Maryśki, ułożone w ruskie osiem. (tzn. Zayn siedział, Lou położył głowę na jego kolanach, a Horan całkowicie położył się na paskowanym złodzieju jedzenia.) Nie mogłyśmy przecież zmarnować naszych przygotowań do walki z przestępcami dlatego też, wyżyłyśmy się na... kwiatku. 
Był on wysoki, zielony i miał liście!! ROzumiecie?! MIAŁ LIŚCIE!!! On był dla Nas zagrożeniem! I to wielkim!!! Nie mogłyśmy na to pozwolić. 
Po naszej interwencji zapewne nikomu już nic nie zrobi. 
- Niall... dzwoń po szpitala. Powiedz, że uciekły im trzy pacjentki z psychiatrii.
-Zayn. Ale jesteś pewien, że tylko trzy? - palcem wskazał na Tomlinsona, który  marchewką kołysał się w rogu pokoju. 
- Masz rację. - Już mieli wybierać numer, kiedy nasza kochana Poppy swoją popisową gwiazdą zabrała im komórki. 
- No wiecie co?! Dzwonić do Alfreda bez Nas?! Przecież Hunegunda się obrazi Gertrudo! Mam rację Wandziu?! - darła sie na cały głos Elene.Może na serio uciekła z psychiatryka? Trudno jest się domyśleć. 
-Tak Dorotko. A teraz wskoczmy na mojego jednokopytnego i odjedźmy w siną daal! - wydarła się Poppy.

 *Teraźniejszość*
- No dobrze, ale Ja i Styles nadal nie wiemy dlaczego jesteście w mamrze!  
- Oj wy moje ruchogołąbęczki. Zaraz wytłumaczymy. 

 *Kilka godzin wcześniej*
 Po tej jakże pięknej historii rozdzieliliśmy się na dwójki i poszliśmy pozwiedzać miasto. Chcąc nie chcąc dawno tu nie byliśmy.  
Ja byłam z Paskiem, Elenka z Głodomorkiem, a Popson z Mulatem.
 Muszę Wam powiedzieć i to szczerze, że niby ten idiota mnie kiedyś skrzywdził, ale dorósł. Stał sie inny. Może nie zupełnie poważny, ale za to wie co jest na miejscu, a co nie. Rozmawialiśmy strasznie długo. On opowiadał mi o swoim  zespole. Ja opowiadałam mu co robiłam przez ten okres czasu, co się nie widzieliśmy. Później opowiadałam jak dowiedziałam się o El i Dan. Widziałam, że było mu smutno. Ukrywał to pod maską "Happy", ale jego oczy mówiły co innego. 
Nie wiem sama nawet dlaczego, nie wiem co mną działało. Chyba to było współczucie. Przytuliłam go. Szeptałam, że nic się nie stało i takie tam. Popatrzyliśmy sobie w oczy... opuścimy kilka linijek dla zdrowia czytelników i słuchaczy... No pocałowaliśmy się. I jak to bywa w tych romantycznych filmach zaczął padać deszcz, a my staliśmy przemoczeni do suchej nitki, na środku alejki w parku. Następnie pobiegliśmy pod jakiś daszek na tyłach sklepu. No i znów polecieliśmy w ślinę, aż usłyszeliśmy głos policjanta.
- Proszę od siebie odejść. Dostaliśmy zgłoszenie o nadmiernym okazywaniu sobie uczuć w miejscu publicznym Niestety. Musimy państwa aresztować.  - cholernie przystojny pan policjant zabrał nas na dołek, gdzie była już reszta naszej bandy z Vicky i Li na czele. 
- Daddy? Mummy? - spytaliśmy równocześnie.
- Oj cicho dzieci.  Za co Was zamknęli? - spytała dziewczyna
- Za nadmierne okazywanie sobie uczuć! No proszę Was! Ja nawet jej bluzki nie ściągnąłem! - zbulwersował się mój Fistaszek.  - A Was?
- Mnie i tego imbecyla - wskazała na Zayn'a -  za zakłócanie ciszy nocnej kłótnią. Nialla i Elene za włam do sklepu, bo byli głodni, naszych rodziców za... nie chcecie wiedzieć. Ja to wiem i jest mi nie dobrze. Ale ludzie! Żeby tak w parku?! Sama lubię Dziki Sex, ale bez przesady!!! - Na słowa Poppy, aż mną wstrząsnęło. 
- No i biorąc wszystkie okoliczności. Moi drodzy. Posiedzicie tu sobie w ósemkę 48h w celi. No chyba, że macie jeszcze parkę, w miarę ubraną, którzy będą mogli po Was przyjechać? - słowa sierżanta Mahoniego czy czaspka wie jak sie nazywał, odbijały mi się w głowie. 
- NO jasne! Cassie i Harry! Chyba są ubrani. A jak nie to przynajmniej, będę miała wielką przyjemność, że im przeszkodziłam!! :D

*Teraźniejszość*
- No i tak to się skończyło. Zadzwoniliśmy do Was, ale coś mi się wydaje, że Styles się nie postarał. - pokręciłam głową.
- Kate. Zamknij. Się. - wycedziła jak słyszę wściekła Cassie. - Zaraz. Po. Was. Będziemy. - rozłączyła się.
- A no mówiłam! Nie postarał się! Płacicie moi drodzy. - Minęłam fakt naszej drogiej Casandrze, że założyliśmy się. I w taki śmieszny sposobik zarobiłam 1000 funtów. - Miło się z Wami robi interesy. - Dlasza część minęła na rozmowie i wkurzaniu policjantów. 
Po 30 minutach byli oni na miejscu.
- Panie władzo. Ile mogę dostać za zabójstwo w afekcie? - spytała moja przyjaciółka.
- 25 lat, a co?
- A co mi tam! Poświęcę się! - i już leciała do mnie z łapami, gdyby nie mój wybawca, a jednocześnie królewicz Amore - panie i panowie. Idol nastolatek  na całym świecie. Harold Edward Styles. Zatkał jej usta pocałunkiem. Oderwała się od niego, dała w twarz i z gracją wyszła. Już myślałyśmy, że nie wróci. Ale myliłyśmy się. Zawróciła. 
Pocalowała go w policzek, gdzie został uderzony, a następnie poprawiła namiętnym pocałunkiem w usta. 

KONIEC :D

----------------------------------------------------------------------------------------
No ciutka się napisała :D

Misiu nie chcę zginąć :*

Jewel zapraszam :D


Pozdrawiam :*
Pierniczek

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 37

Oczami Cassie
Po jakże świetnej ucieczce Poppy, długich poszukiwaniach, znalezieniu jej oraz siłowym sprowadzeniu jej do hotelu wykończona czekałam aż ktoś w końcu coś powie. Nie miałam siły do tego wszystkiego.
- Poppy wiem, że jesteś zła, bo cudem uniknęłaś śmierci, ale nie wolno ci uciekać ze szpitala. Pomyślałaś, że mogło się coś stać?  Mogłaś zasłabnąć, zemdleć... - zaczął Liam.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Jestem dorosła i sama o sobie decyduje - przerwała blondynka.
- Ale Pop... My się o ciebie martwimy - westchnęła Kate.
- Wiem, ale umiem o siebie zadbać - próbowała udobruchać nas Poppy.
Nie dałam się omamić i było mi przykro, że takich sztuczek na nas próbuje. Ponoć się przyjaźnimy... A może chodzi o chłopców?
- Chłopaki musicie wyjść - odparłam. Ujrzałam lekki szok na ich twarzach.
- Nie ma mowy - zaprzeczył Zayn.
- Natychmiast! - uniosłam się. Chłopcy wyszli, choć nie byli zadowoleni z tego. Ja się ucieszyłam.
- Może teraz będzie lepiej? - zapytałam.
- Dziękuję.
- To co teraz? Może babski wieczór? - zaproponowała Elene.
- Tak! - uradowała się K.T.
- Przepraszam, ja odpadam. Muszę już iść - powiedziałam, zarzucając torbę na ramię.
- Jak to? Gdzie? - dopytała Elene.
- Muszę iść do domu. Zwierzaki pewnie są głodne. Może spotkamy się jutro?
- No to ja też pójdę - powiedziała Vicky. - Jutro spędzimy dzień razem. Wesołe miasteczko?
- Niech będzie. To do jutra - powiedziała lekko zawiedziona Poppy.
Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z hotelu, kierując się w stronę domu. Pogrążona we własnych myślach wpadłam na kogoś.
-  Przepraszam nie zauważyłam cię. Moja wina - mówiłam nie patrząc na poszkodowaną osobę.
- Spokojnie - zaśmiał się chłopak. Zaraz... ta chrypka. Przecież to Harry! Podniosłam głowę i zobaczyłam roześmianą twarz loczka.
- Idiota - mruknęłam i uderzyłam go w ramię, co wywołało większą głupawke Styles'a.
- Bolało.
- Miało boleć.
- Cas, co tu robisz? Wszystko dobrze u Poppy?
- Tak. Właśnie wracam do domu - odpowiedziałam.
- Odprowadzę cię - uśmiechnął się.
- Nie trzeba.
- Nalegam - wiedziałam, że nie odpuści, więc postanowiłam uledz. Szliśmy tak, rozmawiając o jakiś bzdurach. Było przyjemnie, nawet bardzo. Ani się obejrzałam, a dotarliśmy pod mój dom. Stanęliśmy pod drzwiami.
- No to jesteśmy - powiedziałam. - Może wejdziesz?
- Z chęcią - obdarował mnie czarującym uśmiechem.  Znaleźliśmy się w salonie. Hazz zaczął się rozglądać po domu.
- Ładnie tu.
- Dziękuję. Rozgość się. Zaraz przyjdę.
Poszłam do kuchni, gdzie przygotowała jedzenie dla zwierzaków. Nagle usłyszałam krzyk, albo okrzyk. Poszłam zobaczyć co się dzieje. Stanęłam w progu pomieszczenia i spostrzegłam, że brunet został zaatakowany przez moich pupili.
- Rocky, Lucky! - zawołałam rozbawiona. Piesek zjawił się zaraz obok mnie lecz kotka się nie ruszyła. Podeszłym do nich i wzięłam Lucky na ręce.
- Lubi cię - stwierdziłam.
- Ja ją też.
Zabrałam zwierzaki do kuchni, żeby sobie pojadły i wróciłam do chłopaka. Stał przed stojakiem i trzymał w ręce kij baseballowy. Ten sam, którym go uderzyłam, kiedy poraz pierwszy się spotkaliśmy.
- Pamiętasz? - zapytałam.
- Jak mógłbym zapomnieć. Tydzień nie mogłem dojść do siebie. Miałem siniaka na pół brzucha.
- Piękne czas - roześmiałam się.
Styles odłożył kij, podszedł do mnie i przytulił mnie. Dziwne, ale nie przeszkadzało mi to i nawet odwzajemniłam uścisk. Harry szepnął mi do ucha: "Cieszę się, że wróciłaś. Tęskniłem". Nie odpowiedziałam tylko mocniej się w niego wtuliłam. Kiedy się oderwaliśmy, zapadła dość niezręczna cisza.
- Może coś obejrzymy? - zaproponowałam.
- Hm... - udawał, że się zastanawia. - Wolę porobić coś innego.
- W snach Styles, w snach.
- Pomarzyć zawsze można. - odparł. Parsknęłam śmiechem.
- Nic się nie zmieniłeś.
- Czyli nadal mnie nie trawisz - zaskoczył mnie tym. Czyli czas na chwilę szczerości...
- Czemu tak myślisz?
- Podczas X-factora nie lubiłyście nas. Wręcz nienawidziłyście.
- Minęło trochę czasu od tamtych zdarzeń.
- Ale skoro się nie zmieniłem to znaczy, że nadal mnie nie lubisz.
Było mi przykro, bo widziałam smutek na jego twarzy. Nawet na mnie nie patrzył.
- Na prawdę myślisz, że zaprosiłabym cię do domu, jeśli bym cię nie lubiła? - Hazz zastanawiał się nad moimi słowami, więc kontynuowałam. - Harry. Mimo tego co mówimy z dziewczynami, ja was lubię. Lubię ciebie...
Spojrzał mi głęboko w oczy. Z każdą sekundą mnie hipnotyzował. Nieodrywając ode mnie wzroku, zaczął się powoli zbliżać. Już po chwili nasze twarze dzieliło ledwo kilka centymetrów. Poczułam silny, odurzający zapach jego perfum. Na jego twarzy pojawił się uśmiech oraz urocze dołeczki.
- Ja...
































- ... też cię lubię.
Ulżyło mi, choć nie wiem dlaczego. Nagle mój telefon zadzwonił, przerywając tą wspaniałą chwilę.
- Muszę odebrać. Przepraszam.
Odeszłam na bezpieczną odległość i odebrałam.
<rozmowa>
- Halo?
- Cassie! To ja. Kate!
- Kate? Skąd dzwonisz?
- To nie ważne. Cas, potrzebuje pomocy. AUĆ!!! Znaczy, my potrzebujemy...
- To znaczy?
- Mamy kłopoty, duże kłopoty...
- W co się znowu wpakowałyście?
- Cassie, my...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! Przepraszam, za długą nieobecność... Jak widzicie nie napisałam za Natalkę, ale po prostu nie miałam pomysłu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Proszę o komentarze, bo to motywujące i daje siłę do pisania... 
Pozdrawiam, wasza Misia xoxo