czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 37

Oczami Cassie
Po jakże świetnej ucieczce Poppy, długich poszukiwaniach, znalezieniu jej oraz siłowym sprowadzeniu jej do hotelu wykończona czekałam aż ktoś w końcu coś powie. Nie miałam siły do tego wszystkiego.
- Poppy wiem, że jesteś zła, bo cudem uniknęłaś śmierci, ale nie wolno ci uciekać ze szpitala. Pomyślałaś, że mogło się coś stać?  Mogłaś zasłabnąć, zemdleć... - zaczął Liam.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Jestem dorosła i sama o sobie decyduje - przerwała blondynka.
- Ale Pop... My się o ciebie martwimy - westchnęła Kate.
- Wiem, ale umiem o siebie zadbać - próbowała udobruchać nas Poppy.
Nie dałam się omamić i było mi przykro, że takich sztuczek na nas próbuje. Ponoć się przyjaźnimy... A może chodzi o chłopców?
- Chłopaki musicie wyjść - odparłam. Ujrzałam lekki szok na ich twarzach.
- Nie ma mowy - zaprzeczył Zayn.
- Natychmiast! - uniosłam się. Chłopcy wyszli, choć nie byli zadowoleni z tego. Ja się ucieszyłam.
- Może teraz będzie lepiej? - zapytałam.
- Dziękuję.
- To co teraz? Może babski wieczór? - zaproponowała Elene.
- Tak! - uradowała się K.T.
- Przepraszam, ja odpadam. Muszę już iść - powiedziałam, zarzucając torbę na ramię.
- Jak to? Gdzie? - dopytała Elene.
- Muszę iść do domu. Zwierzaki pewnie są głodne. Może spotkamy się jutro?
- No to ja też pójdę - powiedziała Vicky. - Jutro spędzimy dzień razem. Wesołe miasteczko?
- Niech będzie. To do jutra - powiedziała lekko zawiedziona Poppy.
Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z hotelu, kierując się w stronę domu. Pogrążona we własnych myślach wpadłam na kogoś.
-  Przepraszam nie zauważyłam cię. Moja wina - mówiłam nie patrząc na poszkodowaną osobę.
- Spokojnie - zaśmiał się chłopak. Zaraz... ta chrypka. Przecież to Harry! Podniosłam głowę i zobaczyłam roześmianą twarz loczka.
- Idiota - mruknęłam i uderzyłam go w ramię, co wywołało większą głupawke Styles'a.
- Bolało.
- Miało boleć.
- Cas, co tu robisz? Wszystko dobrze u Poppy?
- Tak. Właśnie wracam do domu - odpowiedziałam.
- Odprowadzę cię - uśmiechnął się.
- Nie trzeba.
- Nalegam - wiedziałam, że nie odpuści, więc postanowiłam uledz. Szliśmy tak, rozmawiając o jakiś bzdurach. Było przyjemnie, nawet bardzo. Ani się obejrzałam, a dotarliśmy pod mój dom. Stanęliśmy pod drzwiami.
- No to jesteśmy - powiedziałam. - Może wejdziesz?
- Z chęcią - obdarował mnie czarującym uśmiechem.  Znaleźliśmy się w salonie. Hazz zaczął się rozglądać po domu.
- Ładnie tu.
- Dziękuję. Rozgość się. Zaraz przyjdę.
Poszłam do kuchni, gdzie przygotowała jedzenie dla zwierzaków. Nagle usłyszałam krzyk, albo okrzyk. Poszłam zobaczyć co się dzieje. Stanęłam w progu pomieszczenia i spostrzegłam, że brunet został zaatakowany przez moich pupili.
- Rocky, Lucky! - zawołałam rozbawiona. Piesek zjawił się zaraz obok mnie lecz kotka się nie ruszyła. Podeszłym do nich i wzięłam Lucky na ręce.
- Lubi cię - stwierdziłam.
- Ja ją też.
Zabrałam zwierzaki do kuchni, żeby sobie pojadły i wróciłam do chłopaka. Stał przed stojakiem i trzymał w ręce kij baseballowy. Ten sam, którym go uderzyłam, kiedy poraz pierwszy się spotkaliśmy.
- Pamiętasz? - zapytałam.
- Jak mógłbym zapomnieć. Tydzień nie mogłem dojść do siebie. Miałem siniaka na pół brzucha.
- Piękne czas - roześmiałam się.
Styles odłożył kij, podszedł do mnie i przytulił mnie. Dziwne, ale nie przeszkadzało mi to i nawet odwzajemniłam uścisk. Harry szepnął mi do ucha: "Cieszę się, że wróciłaś. Tęskniłem". Nie odpowiedziałam tylko mocniej się w niego wtuliłam. Kiedy się oderwaliśmy, zapadła dość niezręczna cisza.
- Może coś obejrzymy? - zaproponowałam.
- Hm... - udawał, że się zastanawia. - Wolę porobić coś innego.
- W snach Styles, w snach.
- Pomarzyć zawsze można. - odparł. Parsknęłam śmiechem.
- Nic się nie zmieniłeś.
- Czyli nadal mnie nie trawisz - zaskoczył mnie tym. Czyli czas na chwilę szczerości...
- Czemu tak myślisz?
- Podczas X-factora nie lubiłyście nas. Wręcz nienawidziłyście.
- Minęło trochę czasu od tamtych zdarzeń.
- Ale skoro się nie zmieniłem to znaczy, że nadal mnie nie lubisz.
Było mi przykro, bo widziałam smutek na jego twarzy. Nawet na mnie nie patrzył.
- Na prawdę myślisz, że zaprosiłabym cię do domu, jeśli bym cię nie lubiła? - Hazz zastanawiał się nad moimi słowami, więc kontynuowałam. - Harry. Mimo tego co mówimy z dziewczynami, ja was lubię. Lubię ciebie...
Spojrzał mi głęboko w oczy. Z każdą sekundą mnie hipnotyzował. Nieodrywając ode mnie wzroku, zaczął się powoli zbliżać. Już po chwili nasze twarze dzieliło ledwo kilka centymetrów. Poczułam silny, odurzający zapach jego perfum. Na jego twarzy pojawił się uśmiech oraz urocze dołeczki.
- Ja...
































- ... też cię lubię.
Ulżyło mi, choć nie wiem dlaczego. Nagle mój telefon zadzwonił, przerywając tą wspaniałą chwilę.
- Muszę odebrać. Przepraszam.
Odeszłam na bezpieczną odległość i odebrałam.
<rozmowa>
- Halo?
- Cassie! To ja. Kate!
- Kate? Skąd dzwonisz?
- To nie ważne. Cas, potrzebuje pomocy. AUĆ!!! Znaczy, my potrzebujemy...
- To znaczy?
- Mamy kłopoty, duże kłopoty...
- W co się znowu wpakowałyście?
- Cassie, my...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! Przepraszam, za długą nieobecność... Jak widzicie nie napisałam za Natalkę, ale po prostu nie miałam pomysłu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Proszę o komentarze, bo to motywujące i daje siłę do pisania... 
Pozdrawiam, wasza Misia xoxo

2 komentarze:

  1. Jeeej!!! Misiunia moja malutka napisała wreszcie!! Jak ja się cieszę :D

    Ale... zaraz, zaraz...
    TERAZ JA?! No dobra! Już to kocham!

    Pierniczek :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały : ***
    A już myślałam, że będzie buziak : ***
    Eh... ciekawe co się stało dziewczyną : ***
    Czekam na nn : ***

    OdpowiedzUsuń